Okiem piromana, czyli jak spalić system bez bomby atomowej

disaster-girl
Wyobraźmy sobie duży, stary budynek. Od wielu lat stoi i opiera się wiatrom i zawieruchom. Fakt, że trochę butwieje, ale to marne pocieszenie. Szykuje się już ekipa remontowa, która zamierza wyrzucić z niego zbędny balast, a filary wzmocnić i zabejcować. Cel jest prosty – żeby ten stary budynek mógł stać dalej dziesiątki a może i setki lat. Nie każdemu jednak ten stary budynek się podoba. Straszy, szpeci, śmierdzi, a przede wszystkim nie pozwala na powstanie w tym miejscu czegoś nowego. Chcemy go spalić! Spalić, jeszcze zanim ekipa remontowa, go wzmocni. Spalić, póki jeszcze jest to możliwe.

Wchodzimy do domu z zapalniczką z wygrawerowanym z boku napisem LN. Będąc w środku rozglądamy się dookoła. Widzimy grube drewniane bele, podpory systemu: FED, Europejski Bank Centralny, Ludowy Bank Chin. Próba bezpośredniego podpalenia tych kolumn naszą zapalniczką byłaby jakimś żartem. Na prawo stół z napisem Niemcy, a pod nim krzesła różnej wielkości w tym nasze krzesełko z napisem Polska. Trochę tak wysunięte spod stołu. Niestety, nawet dla krzesła, zapalniczka jest zwyczajnie za słaba.

Spoglądamy na okno, a tam… firanka z napisem Salwador. Czemu nie podpalić choćby małej firanki? Lepsze to niż nic. Podchodzimy bliżej, a ona…. już się pali! Super! Ktoś już wpadł na ten pomysł :). Oczywiście, pożar całego budynku ucieszyłby nas bardziej niż jednej, małej firanki. Jaki byłby z nas piroman, gdybyśmy się tym zadowolili? Pojawia się pytane – czy ta firanka, ma szansę być zalążkiem pożaru? Wszak zaraz obok równie łatwopalne materiały: Gwatemala, Honduras, Nikaragua. Może jakby tak od firany zajęły się zasłony, to jakoś pójdzie dalej?

I to jest właśnie moment, w którym się obecnie znajdujemy. Firanka już się pali. Mamy dwie opcje. Na pewno nie zaszkodzi pochodzić z zapalniczką i na wszelki wypadek podpalić coś jeszcze. Przede wszystkim jednak, powinniśmy dmuchać i chuchać na naszą firankę. Być może jest ona nasza jedyną szansą na spalenie całego budynku jeszcze zanim wkroczy ekipa remontowa i wywali firankę na śmietnik.

Naciągana analogia?

Czy poniższa analogia w ogóle jest trafna? Co ma wspólnego ten chemicznofizyczny proces zwany spalaniem ze zjawiskami społecznoekonomicznymi? Przede wszystkim oba procesy wymagają do swojego rozwoju czegoś, co popularnie określa się mianem efektu kuli śnieżnej. Im jest większa tym łatwiej jest jej potoczyć się dalej i stać się jeszcze większą. Największym problemem jest zapoczątkowanie procesu. Później proces napędza się sam i twierdzę, że jest to prawdą zarówno dla kuli śnieżnej, ale w jeszcze większym stopniu dla ognia, czy nowego systemu płatności. Wzniecić ogień może nie być tak łatwo, ale prawdziwą sztuką jest zgasić pożar.

Czy to podobieństwo, miedzy pożarem a systemem płatności jest przypadkowe? Czy stoją za tym jakieś fundamentalne prawa? Moja intuicja podpowiada, że tak. Chodzi o oddziaływania. Ogień rozprzestrzenia się, ponieważ wzrost temperatury wywołuje reakcję chemiczną, która uwalnia z materiału gaz, a gaz ten spala się na skutek czego podnosi się temperatura. Koło się zamyka, jednak by było to możliwe potrzebujemy pewnej gradacji. Mogli byśmy spalić dom od razu, gdybyśmy po prostu wywołali nagle ogromną temperaturę. Taki efekt może dać choćby wybuch w pobliżu bomby atomowej. Temperatura wzrasta tak bardzo, że natychmiast dochodzi do zapalenia nawet najgrubszych elementów budynku. Niestety, choć byśmy chcieli, nie mamy mocy bomby atomowej. Mamy moc zapalniczki – zdolnej podpalić tylko te najcieńsze i najsłabsze elementy.

Co musi się stać, by np. ludzie w Hondurasie czy w Gwatemali zaczęli używać BTC? Podobnie jak w przypadku ognia, stałoby się to poprzez lokalne oddziaływania. Nie badałem sprawy dokładnie, ale jakby nie było, kraje te położone są obok siebie a mieszkańcy mówią tym samym językiem. Zakładam więc, że występuje między nimi jakiś przepływ towarów, ludzi i usług. Mają podobne PKB. Z pewnością porównują się do siebie, tak jak my porównujemy się np. z Niemcami czy Ukrainą. Jednym możemy zazdrościć, innym współczuć. U nich na razie takich różnic nie ma. Są na podobnym poziomie rozwoju, ale to się może wkrótce drastycznie zmienić. Jeśli użycie BTC rozwinie się w sposób znaczący w Salwadorze, sąsiednie kraje poczują temperaturę zmian, zwłaszcza w kontekście poprawy jakości życia mieszkańców. Gdy widzisz, że sąsiad się rozwija, że rośnie bogactwo i jakość życia, to chcesz z nimi handlować, ale też go naśladować. Kraj rządzony twardą ręką, nie ugnie się pod presją, uznając, że możliwość dodruku własnej waluty jest dla nich ważniejsza. Kraje słabe, chaotyczne mają większą szansę dokonania przeskoku. Mówimy o krajach o PKB pięciokrotnie mniejszym niż Polska, gdzie gra toczy się o znaczną poprawę życia mieszkańców, a nie o to czy zamienić Opla na Mercedesa.

Użyłem tej analogii żeby pokazać coś, co jest mało intuicyjne. Pozornie wydaje się, że przypadek Salwadoru nie jest istotny dla świata. Kogo interesuje jakaś mała kraina, kilkukrotnie mniejsza od Polski? Żeby zrozumieć dlaczego ta kraina jest tak ważna, trzeba zrozumieć właśnie to, że zmiany są jak ogień. Tlą się w jednym miejscu i daje im to możliwość rozprzestrzenienia się na sąsiadów. Istotne jest właśnie to, by bardzo mocno podnieść temperaturę w jednym małym punkcie.

Podgrzanie całego domu o 10 stopni nie spowoduje pożaru, a jest bardzo energochłonne. Lepiej całą energię przekierować na mały obszar. Lepiej jeśli temperatura wzrośnie o 1000 stopni na małym obszarze niż o 10 stopni w całym budynku. Dlatego dużo większe znaczenie ma milion osób używających BTC w Salwadorze, niż milion osób rozsianych po całym świecie. Ścisłe powiązania między milionem osób w Salwadorze to ogień i wzrost temperatury, to zapoczątkowanie efektu kuli śnieżnej.

Jaki z tego wniosek?
Nie starajmy się na siłę wdrażać LN tam, gdzie system jest zbyt odporny. Być może uda się gdzieś podpalić jakieś inne słabe miejsca (niekoniecznie związane z krajami). Nie próbujmy jednak podpalać zapalniczką bezpośrednio krzeseł czy stołu! Jeśli już, trzeba na tym stole szukać jakiś słabych łatwopalnych miejsc. Może choćby jedna noga jest spróchniała? Nie mówię, że podpalenie tego krzesła jest niemożliwe, ale ne pewno jest bardzo trudne. Dużo łatwiej jest pomóc firance się palić.  Podejdźmy do firanki i skupmy się na tym małym obszarze. Ochrońmy od wiatru i pomóżmy firance podpalić zasłony.

Być może Salwador ma pewne potrzeby, które możemy im zaspokoić. Może warto z tymi ludźmi pogadać, może nie mają dostępu do Netflixa, a może chcieliby sobie pooglądać po hiszpańsku “Świat Według Kiepskich”. W końcu serial cieszył się popularnością w czasach gdy Polska była tak biedna jak oni. Może polubiliby nasza wódkę, a może oni mogliby zaoferować coś nam? Nie wiem, wymyślam przykłady, być może lepsze lub gorsze, może absurdalne, ale najważniejsze jest, żeby nie bagatelizować tego co tam się dzieje.

Salwador z dnia na dzień otworzył sobie okno na cały świat. Uważam, że to właśnie należy wykorzystać! Jeśli zadbamy o to, żeby ten ogień nie zgasł, to przy odrobinie szczęścia i cierpliwości i do nas ogień kiedyś dojdzie.


Chcesz wiedzieć więcej o Lightning Network? Zapraszam na grupę Lightning Network Polska na facebooku.

Leave a Reply

Your email address will not be published.